Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 192.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

knienia, Żancia wyglądała na śliczne, drobniutkie, delikatne trusiątko. Przybyła odstąpiła parę kroków i, nie spuszczając wzroku z młodéj dziewczyny, a przechylając głowę z jednéj strony na drugą, mówić zaczęła:
— Figurka ładna i buzia wcale niczego! nosek mały, zgrabny, oczki nieśmiałe ale błyszczące, jak iskierki! Cóż się tak rumienisz, panieneczko? Chodź, uściśnij ciocię Rózię! I, nie czekając, aby młoda dziewczyna odpowiedziała na jéj wezwanie, pochwyciła główkę jéj w obie ręce i, dwa głośne pocałunki złożywszy na jéj policzkach, również ogniście wycałowała jéj usta.
— A teraz mnie, ciociu Róziu! ja także chcę przywitać się z ciotką! — zawołał ze śmiechem Maryan i przybliżył ku przybyłéj twarz swą, gęsto porosłą drobnym złotym puszkiem. Ale ciocia, zamiast pocałować, uderzyła go z lekka po ramieniu.
— No, no, — rzekła, — nie tak prędko, kawalerze! lubisz, jak widzę, buziaki szturmem zdobywać! ale nic z tego! trzeba piérwéj zasłużyć na nie! a wielki bałamut z ciebie? co? spójrz-no mi w oczy! nie chcesz? no to weź mój rydykiul i umieść go gdzie w bezpieczeństwie. Są tam moje precyoza wszystkie i pamiątki!
— Niech kochana kuzynka usiądzie! może herbaty? — ozwała się pani Herminia, z tą samą, co wprzódy, powściągliwą uprzejmością.