Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 207.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kna jeszcze, ubrana kosztownie, lecz niemniéj poważnie. Za nią, ciągnął się i szeleścił długi ogon ciemnéj sukni, u szyi jéj, pod przezroczystą przysłoną koronki, jaśniał wielki szmaragd, otoczony brylantami. Obok téj poważnéj i wspaniałéj damy, lekko i powiewnie szła młoda panna, niższa od niéj znacznie, śliczna istota o jasnych jak len włosach, twarzy alabastrowo białéj, kibici idealnéj. Za tą parą postępowała inna, składająca się z kobiety młodéj i pięknéj, lecz bladéj i wyraźnie cierpiącéj, i młodego także mężczyzny, z twarzą apatyczną i chorobliwe usposobienie znamionującą, z grubym szalem na ramieniu. O ile śliczna panna szła lekko i żywo, o tyle w krokach postępującéj za nią młodéj mężatki było niedbałéj powolności i chorobliwego zesłabnięcia; piękna jéj głowa, ukoronowana splotami płowych włosów, pochylała się smutnie, szafirowe oczy patrzyły z wyrazem tęsknoty i marzenia. U końca orszaku szedł mężczyzna, podobny bardzo do tego, który młodą mężatkę prowadził, mniéj tylko szczupły i blady, z powierzchownością niezbyt piękną i trochę zimną, dość przyjemną jednak, a niczém wcale nie odrażającą.
Była to pani Natalska z dwiema córkami swemi, i dwaj bracia Darzycowie, Adam i Artur.
Widok wchodzących rozpromienił schmurzoną dotąd i niespokojną twarz pani Herminii; ciocia Rózia podskoczyła na krześle i roztworzyła ramiona, jakby