Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 209.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szczebiotała ciocia Rózia — to już ona mężatka! mój Boże! takie-to było maleństwo wtedy, kiedym u nich bawiła blizko przez rok cały. Śliczna osoba! wysmukła, blondyna! trochę tylko przyblada, ale to nic, bo gdyby była hożą i rumianą, niedobrane z was było-by małżeństwo...
Maryan pochylił się nad krzesłem pani Adamowej.
— Byłem dziś u matki pani — mówił półgłosem — alem nie miał przyjemności pani tam znaléźć...
Na dźwięk głosu młodego Brochwicza, promień miłego uczucia przeleciał po twarzy smutnéj kobiety. Powolnym ruchem zwróciła ku niemu głowę i utkwiła w twarzy jego szafirowe oczy, w których tęskne marzenie założyło sobie stałe siedlisko.
— Cały dzień przepędziłam dziś u siebie i nie była-bym tu teraz, gdyby moja matka nie przyjechała sama po mnie. Adam cierpi na ból głowy.
Przy tych ostatnich wyrazach spuściła powieki, co twarzy jéj nadało wyraz jeszcze smutniejszy; po ustach Maryana przewinął się ledwie widzialny uśmiech.
— Słabe zdrowie Adama — zaczął — pozbawia nas często szczęścia widzenia pani...
— Szczęścia! — z nagłym i ledwie dostrzegalnym rumieńcem powtórzyła młoda kobieta — komuż becność moja szczęście sprawić może?