Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 220.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

temu niebezpiecznemu punktowi skrzypiec, na którym mistrzowskie tylko dłonie bezkarnie przebywać mogą, w te sfery tajemnicze, kędy przemieszkują tony, na podobieństwo księżniczek w czarujących pałacach zaklętych, do zbudzenia trudne. Roman Gotard, niby rycerz nieustraszony, budził je, ale one gniewały się na niego i, zamiast śpiewać, stękały, lub poziewały. Inne, prostsze, nie w takich głębinach sztuki przebywające, sprzyjały mu więcéj, wylewały się chwilami z pod ręki jego pieśnią bez skazy, żaliły się głosem, prawdy i uczucia pełnym, czyste, a niekiedy nawet świetne w świat wybiegały, jakby na świadectwo, że ten, kto je z drgających strun wywoływał, posiadał iskierkę świętego ognia, w mowie ludzkiéj zwaną talentem, iskierkę, drobną może, pod popiołami nieprzyjaznych jéj żywiołów zagrzebaną, niemniéj przeto na dnie piersi jego przemieszkującą. Śród powodzi ustępów, źle pojętych, nieumiejętnie wykonanych, lub pretensyonalnością zepsutych, w grze Romana Gotarda błyskały od czasu do czasu chwile piękne, wytryskiwały z instrumentu na podobieństwo rac świetnych, lecz nie trwałych, a im dłużéj grał, tém wyraźniéj nabrzmiewały jakiémś jedném, wyłącznie panującém nad niemi uczuciem, które, z razu niewyraźne, hamowane może, lub słabiéj przez grającego uczuwane, rosło potém, podnosiło się, nabierało westchnień i jęków, aż wybuchło nakoniec i prze-