Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mulka? Ot, rzępoli sobie biédaczysko, byle żyć! ale z dzisiejszego wieczoru to, jak myślę, niewiele mu się nieborakowi okroi! Jeżeli tak często bywa, to i nie dziwota, że taki chudy!
Rączka Żanci zadrżała lekko w pulchnéj dłoni pani Róży.
— Biedny! — szepnęła.
Siwe oczy pani Róży bystro przebiegały po bladéj twarzyczce panienki, niezwykłym, choć lekkim rumieńcem oblanéj. Powieki cioci Rózi mrugnęły kilka razy, szybki uśmiech przeleciał po jéj ustach. Schyliła się do drobnego uszka, wychylającego się z-za czarnych warkoczy.
— A co? — szepnęła — podobał ci się mój Romulek? niczego sobie chłopczyna, niczego!
— O, moja ciociu! — szepnęła ledwie dosłyszalnym głosem — ja jego tylko żałuję, bardzo żałuję! jakże to musi być okropném, widziéć się tak niepojętym i nieocenionym! On, ciociu, miał łzy w oczach, wchodząc... widziałam to...
— Może był głodny, rybko złota — odpowiedziała z westchnieniem ciocia Rózia — kto to wié, może był głodnym!
Rączka Żanci silniéj zadrżała, rumieniec zsunął się nagle z twarzy i pozostawił bladość, większą jeszcze, niż zwykle.
W téj chwili Roman Gotard grał już trzecią ze sztuk muzycznych, w programacie koncertu zawartych.