Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 235.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

go smutku — czyż chciała-byś, abym po raz drugi perły ducha mego rzucał pod stopy tym ludziom, którzy tak nielitościwie sponiewierali mnie, wzgardą i poniżeniem okryli? Nie, mamo! jedźmy gdzieindziéj! w inném miejscu znajdziemy może gorętsze serca i wznioślejsze umysły!
Kobieta smutnie głowę skłoniła.
— Mój Romusiu — szepnęła — jeśli nie opłacimy zaciągniętych długów, nie puszczą nas ztąd... zatrzymają przemocą... przed władzami oskarżą, jak, pamiętasz? dwa lata temu w Mińsku... a gdyby nawet i wypuszczono nas, co być nie może, nie moglibyśmy wyjechać, bo nie mamy pieniędzy na nową podróż...
— Niech mama co sprzeda — sarknął syn.
Matka uśmiechnęła się z goryczą.
— Nie mamy już nic do sprzedania. Jedynéj sukni jedwabnéj, jaka mi została, sprzedać nie mogę, bo w czémże-bym wystąpiła przed publicznością...
— O! publiczność! — zaśmiał się gorzko Roman Gotard.
— Tobie pozostał tylko frak i tużurek... płaszcz twój i moja algierka tak już są znoszone i zestarzałe, że nie wiem, czy ktokolwiek chciał-by je nabyć... futra sprzedaliśmy dwa lata temu w Mińsku, a w przeszłym roku złoty zegarek, któryś miał po ojcu, zamieniliśmy na srebrny. Sześć łyżek srebrnych, które