Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 245.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

daliczną zakrawającą, przeszłością wiecznie młodéj staruszki. Układ téj ostatniéj, pół-rubaszny, pół-zalotny, swoboda mowy, poufałość gestów, raziły smak jéj i do puryzmu posunięte przywiązanie do form przyzwoitych i dystyngowanych; nakoniec i przedewszystkiém obawiała się, aby z nigdy nieusypiających i niczém nie krępujących się ust cioci Rózi nie dostały się czasem do niewinnego uszka Żanci jakieś słowa, lub zdania, które-by na szwank naraziły tę nienaruszoną naiwność, nieśmiałość, nieznajomość świata i ludzi, które ona, jak rośliny drogocenne, w sercu i umyśle swéj córki pielęgnowała i przechować aż do téj chwili potrafiła. Na domiar troski, liczba pokojów, składających mieszkanie, a także rozkład ich i każdego z osobna przeznaczenie, nie pozwalały umieścić niebezpiecznego gościa gdzieindziéj, jak tylko w pokoju, sąsiadującym z pokojem Żanci. Pani Herminia długo przemyśliwała nad sposobem zaradzenia złemu, ale, nie znalazłszy żadnego, z niepokojami, jakie ją obległy, zwierzyła się przed swym mężem.
Jean! — rzekła — ta pani Róża, jeśli dłuższy czas ma u nas przepędzić, niepokoi mię mocno, ze względu na wpływ, jaki wywrzéć może na Żancię.
Pan Jan zdziwił się z razu i słów żony nie zrozumiał.
— A to dlaczego, moje życie?
Pani Herminia przełożyła mu swe obawy. Płocha