Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 246.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i w niczém nie krępująca się kobieta mogła przecież coś takiego powiedziéć... jakieś zdanie wyrazić... jakiś wyraz wymówić... Pan Jan, słuchając żony, nie mógł wstrzymać się od uśmiechu.
— Zdaje mi się, moje życie, że niepokoisz się daremnie — rzekł po chwili namysłu. — Żancia nie jest już dzieckiem...
— Ale jest ona młodą panną — przerwała pani Herminia.
— Zapewne. Sądzę jednak, że tak zacna i wzorowa kobieta, jak ty, Hermence, będąc jéj matką, zdołała w nią wpoić tak gruntowne zasady, iż zachwiać niemi nie może jakieś jedno usłyszane zdanie, lub słowo...
— Ale Żancia może dowiedziéć się z nich o tém, o czém panna nigdy wiedziéć nie powinna.
Pan Jan uśmiechnął się znowu. Jako mężczyzna, brał on te rzeczy bardziéj po męzku, i nienaruszona nieświadomość córki nie tyle na sercu mu leżała.
— Cóż robić? — rzekł żartobliwie nieco — takie już przeznaczenie was kobiet, abyście w pewnych względach nieświadomemi zostawały tylko do pory, w któréj się o wszystkiém dowiecie. Spodziewam się przecież, że Żancia wyjdzie za mąż i to wkrótce, a wtedy...
Jean! — z lekką urazą przerwała pani Herminia — jak widzę, ty te rzeczy bierzesz zbyt lekko. Wy, mężczyzni, nie rozumiecie tych delikatnych od-