Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 248.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

swych, niewiastą prawdziwie naszą. To téż nigdy nie myślałem stawać ci na drodze w prowadzeniu i kształceniu Żanci; jak się zdaje zresztą, dziewczę to jest pełne zalet, jakie widziéć w niéj chcemy: skromna, cicha, kochająca nas i rodzeństwo, tobie, jako matce, uległa, nie dała nam dotąd najmniejszego powodu do zmartwienia, i w zupełności zasługuje na miłość naszę...
— O, mój Janie! — żywo i z uczuciem przerwała pani Herminia — bądź pewien, że ci w tym względzie nie zaprzeczę! Jakkolwiek nie okazuję Żanci całéj czułości swojéj i zachowuję względem niéj należną powagę, a nawet surowość macierzyńską, postępowanie to podyktowaném mi jest przez rozum i przekonanie, a Bóg tylko widzi i ty, mój Janie, wiész, jak ją kocham...
Oczy pani Herminii zwilgotniały, suchość jéj i sztywność znikły na chwilę. Widoczném było, że w piersi jéj, objętéj najczęściéj sztywnym gorsetem konwenansów, istniało i żywo uderzało serce matki. Pan Jan, wzruszony, rozrzewniony, ręce żony ucałował i daléj rzecz ciągnął:
— Co się tyczy Róży Cieciórkowéj, to, moje życie, nie zdaje mi się, żeby było z naszéj strony dobrze i przyzwoicie, gdybyśmy ją w domu naszym zimno przyjęli, lub w czémkolwiek poznać jéj dali, że miłym nam gościem nie jest. Dziwaczna to wprawdzie i zabawna osoba, ale, koniec końców, nie szko-