Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 252.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ni i siwemi oczyma, wpatrzonemi w twarz młodéj dziewczyny, siedziała ciocia Rózia.
— Panna Joanna jeszcze nie śpi! — posuwając się na środek pokoju, i z trochą wyrzutu w głosie, powtórzyła Drylska.
Żancia powoli zwróciła na nią zamyślone swe oczy.
— Nie śpię jeszcze, Drylsiu — rzekła — rozbieram się.
— Cóż panienka tak długo się dziś rozbierasz? pół godziny przepędziłam u mamy... było dość czasu... pomogę panience spleść warkocze, byle-by panienka spać prędzéj poszła...
Po ustach Żanci przemknął szybki, blady uśmieszek. Sięgnęła ręką za lusterko.
— Ja ci, Drylsiu, przywiozłam coś z wieczoru...
Błękitne oczy Drylskiéj zaświeciły.
— Dziękuję panience... dziękuję... — zaczęła — ale po co to tam... nie potrzeba...
Mówiąc to, z drobnéj rączki panienki przyjmowała kilka wybornych cukierków, i jakieś migdałowe ciastko, w kształt wieńca urobione.
— Panienka zawsze pamiętasz o mnie... ale i nie dziwota! wszak na rękach ją nosiłam... kiedym przyjechała do Brochowa, o taćka była maluśka...
Po otrzymaniu przysmaków, Drylska widocznie łaskawszą stała się i pobłażliwszą. Odsunęła szufladę opodal nieco stojącéj komody, i układając w niéj