Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 261.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakeście wy biédne, niebożątka! — zaczęła mówić, — jak wam smutno młodość wasza przechodzi! O ty naprzykład, kochańciu, masz lat ośmnaście, lub dziewiętnaście, a jeszcześ się ani nabawiła, ani ludziom nie napatrzyła, ani kogo pokochała...
Na ostatni wyraz Żancia zarumieniła się i spuściła oczy, co widząc pani Róża, rozśmiała się i rzekła:
— No, no, kochańciu, ocząt nie spuszczaj, raczków nie piecz, z ciotką możesz mówić o wszystkiém. Ja ciebie żałuję, moja rybciu, bo szczerze cię polubiłam!
Mówiąc to, pociągnęła białą ręką po drobnéj, ładniutkiéj twarzyczce dziewczęcia. Żancia rękę tę w lot pochwyciła i do ust ją swych przycisnęła. W siwych oczach młodéj staruszki mignęło coś nakształt czułości.
— Poczciwe z ciebie dziecko, kochańciu! lubię cię i dlatego żałuję, że młodość ci przechodzi w takich szczypcach. Ja, kiedym była w twoim wieku... ho... ho...
Oczy Żanci napełniły się wyrazem ciekawości, oczekiwała zajmujących opowiadań, których przedsmak ciocia Rózia wprzódy już znać jéj dała.
— Cioteczko! — zaczęła nieśmiałym głosem, — cóż cioteczka robiła, kiedy była w moim wieku ?
— Kochałam się, rybciu moja, na zabój w pięknych kawalerach i bawiłam się wyśmienicie. Ojciec mój był bogatym człowiekiem i nie oglądał się poczci-