Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 266.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

o kochaństwie, to oczki zaraz zaświécą, jak gwiazdeczki, rumieńce, jak karmin, liczko obleją, i ot masz z dzieciątka kobietę, w któréj serduszku iskierka pali się, a po główce w tę i owę stronę latają różowe motylki.
Kiwała głową ciocia Rózia, uśmiechała się, patrząc na Żancię, i zarazem wzdychała. Przypomniała się jéj widocznie młodość własna, ku któréj zawrócić jéj nie mogły ani świeżość cery, do późna zachowana, ani żywość temperamentu nadzwyczajna, ani lekkomyślność głowy i gnieżdżące się jeszcze w sercu resztki wielce czułych i wrażliwych niegdyś usposobień.
— Co bo téż to za śliczna rzecz to kochaństwo, to ty sobie tego i wyobrazić jeszcze nie możesz, rybciu droga. Cały świat na kochaństwie stoi, bez niego szczęścia niéma, a z niém, to życie całe w raj się zamienia. Wiem ja o tém, wiem!
Westchnęła znowu, umilkła i siedziała przez chwilę nieruchomo; a jedno i drugie było u niéj wielką osobliwością.
Żancia nie spuszczała już powiek. Widoczném było, że chciwie chwytała każde słowo cioci nowo poznanéj, tak niepodobnéj do wszystkich kobiet, które znała dotąd, które o miłości i o wszystkiém, co z nią związek miało, nie mówiły wcale, lub mówiły z nadzwyczajnemi ostrożnościami i przemilczeniami.
— Moja ciociu, — ozwała się Żancia po chwili,