Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 292.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kniejszą w świecie rzeczą, i że ci, którzy poświęcają, się, bywają zawsze nieszczęśliwi... On jest nieszczęśliwym, bo poświęca się dla sztuki... On, moja ciociu — dodało dziewczę ledwie dosłyszalnym głosem — barrzo, bardzo jest dla mnie sympatyczny.
Ciocia Rózia uśmiechnęła się tajemniczo i figlarnie.


VIII. Ambitne marzenia.

W ciasnéj, ubogiéj izdebce zajezdnego domu, jaśniéj i weseléj było, niż zwykle. Na stole, zamiast żółtéj łojówki, paliła się piękna, biała świeca stearynowa, obok szumiał i buchał parą samowar, przy nim piętrzyły się świeżutkie bułki, a z za nich wyglądała butelka z błyszczącą etykietą, zwiastującą rum Jamaiki, najwyborniejszego gatunku. Przy stole, w świeżo wypranym perkalowym szlafroku i czystym czepeczku na głowie, stała matka Romana Gotarda i, rzucając cukier do dwóch szklanek, na blaszanéj tacce umieszczonych, pogodnym i rozweselonym wzrokiem spoglądała na syna. Oczy jéj nie były zapłakane, jak onegdaj; blada twarz, pomarszczona zawsze, zwiędła — wyglądała mniéj smutną i przygnębioną. Roman Gotard także wyglądał wcale inaczéj, niż owego iweczoru koncertowego, niefortunnéj pamięci. Siedział