Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 295.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Po co, mamo, wspominasz mi tę historyą, któréj na zawsze zapomniéć-bym pragnął? — wymówił z goryczą. — Tamta była istotą płochą i słabą... kochała mię... jestem o tém najmocniéj przekonanym; czyniłem na niéj wrażenie ogromne; ale nie potrafiła oprzéć się woli rodziców, uległa tyranii ojca, który wydał ją za bogacza. Przytém, jak dziś już wnoszę, była ona zarażoną trochę zmateryalizowaniem dziewiętnastego wieku i samolubstwem bogaczy, śród których wzrosła... Ta! o, ta jest wcale inną... ty nie wiész, mamo, boś jéj nie widziała; na ślicznéj twarzy jéj maluje się wzniosłość ducha, niezdolna do brudnéj, materyalnéj rachuby...
Zniżył głos Roman Gotard, i z pałającym wzrokiem pochylił się ku matce.
— I ten anioł, mamo, ta niebiańska istota patrzała na mnie ze łzą w oku, zarumieniła się dziś, gdy mnie ujrzała... Uczyniłem na niéj ogromne wrażenie...
Oczy jego były wilgotne, gdy to mówił, głos drżał trochę, zarazem podniósł rękę i pokręcił sterczącego wąsa. Miał minę człowieka szczerze wzruszonego, i jednocześnie zuchwale tryumfującego, marzyciela i zarozumialca. Wąsikowskiéj twarz jaśniała rozczuleniem i uradowaniem. Wyciągnęła małą chudą rękę, i powiodła dłonią po czarnych puklach syna, opadających mu na czoło i kołnierz. Oba-