Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 296.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wy znikły, serce matczyne tajało od chluby i tkliwości.
— Moje ty dziecko miłe! — zaczęła zwykłym sobie tonem, w którym przedostatnia zgłoska wyrazu każdego przeciągała się nadmiernie, z wielką ujmą dla wszystkich innych — mój ty Romulku, Gociu, Bruniu! ja się téj pannie wcale nie dziwię, jeżeli gustuje w tobie! ale jakże tam jéj rodzice? musiałeś ich poznać?
Roman Gotard zdjął z włosów swych rękę matki i pocałował ją z uczuciem.
— Ojca jéj nie widziałem — odpowiedział — bo go w domu nie było, ale matka przyjęła mię jak najlepiéj... bardzo dystyngowana i imponująca dama... cała w jedwabiach i koronkach... prosiła mię siedzieć... powiedziała, że jéj gra moja bardzo się podobała, że talent mój jest niepospolitym...
— Doprawdy? — zawołała stara matka, splatając ręce — powiedziała tak? Niech jéj to Pan Bóg wynagrodzi! Zacna jakaś i miła dama!
— Nadzwyczajnie zacna i miła! — uroczyście powtórzył Roman Gotard — i czy wiész, mamo, że wyraźnie dała mi do zrozumienia, iż rada-by ze mną bliższą zawrzéć znajomość... iż chętnie widziała-by mię, bywającego w jéj domu... powiedziała, że jest mi wdzięczną, że wszyscy wdzięczni być powinni artyście, poświęcającemu życie swe sztuce i ludzkości.
Wąsikowska łzy miała w oczach.