Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 316.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tam panien, blado liliowa, powłóczysta suknia pięknéj Tośki.
I nic dziwnego w tém nie było, że przechodziła od jednéj z towarzyszek do drugiéj, że szepnęła miłe jakieś słówko jednéj, pocałowała w przelocie czoło innéj, że, śmiejąc się, splątała nitkę jedwabiu, łączącą pultynek pani Róży z iglicą, którą młoda staruszka wyrabiała siatkowe mitynki, że głos jéj dźwięczał tak wesoło, iż zalatywał aż w ten punkt salonu, w którym siedziały starsze panie, i w ten, gdzie gwarzyli starzy i młodzi panowie, że, słowem, patrząc na ruchy jéj wdzięczne i żywe, na wiśniowe usta jéj, wpół-otwarte i uśmiechnione, na szafirowe oczy, błyszczące i mglące się naprzemian, można-by ją było porównywać do gwiazdy iskrzącéj się, ptaszyny śpiewającéj, do rusałki, wabiącéj ku sobie zachwyconych śmiertelnych; nic w tém wszystkiém dziwnego dla otaczających nie było, bo ktokolwiek ją znał, wiedział także, iż wesołość, żywość, wabność, stanowiły nieodłączne właściwości téj młodéj, szczęśliwéj, przez świat, ludzi, a przedewszystkiém przez matkę swą, rozpieszczonéj istoty. Ale co szczególném wydać-by się mogło dnia tego każdemu, kto-by na piękną Tośkę baczną zwracał uwagę, to to, że istotnemi przedmiotami jéj uwagi były, nie jak się zdawało na pozór, otaczające ją osoby, ale — okno wychodzące na ulicę, i zegarek, złotą szpilką przytwierdzony do paska.
Co kilka minut z razu, co minuta, co kilkanaście