Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 321.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

którego ja znam, a o którym ty, Tosiuniu, wiész dobrze...
Tośka oparła twarz na dłoni, i wzrok utkwiła w zaściełający posadzkę dywan. Przed chwilą spójrzała znowu na zegarek, a ujrzawszy, że wskazówki posunęły się znowu o kilka minut, daléj wpadła w zamyślenie, nad którém zapanować już nie mogła. Przyzwyczajona jednak do prowadzenia machinalnych rozmów, bynajmniéj niewymagających przytomności i wysiłków myśli, niedbale, echowym jakby sposobem, odpowiedziała na mowę pani Róży.
— Którego ciocia zna, a o którym ja wiem? któż to taki?
Pani Róża uśmiechnęła się, mrugnęła powiekami, i jedną rękę wspierając na ramieniu młodéj panny, drugą, uzbrojoną w iglicę, wyciągnęła w stronę sali jadalnéj.
— Spójrz-no, kochańciu! — szepnęła — spójrz tylko! Ot stoi on tam w jadalnéj sali pod oknem, i rozmawia z Artiurkiem Darzycem!
Tośka, podając się jakby dłoni pani Róży, która kibić jéj na przód uginała, pochyliła się nieco i spójrzała w punkt, na jaki wskazywała iglica. Punktem tym był Maryan Brochwicz.
— Widzisz, kochańciu — szeptała ciotka Rózia, — ot gdzie jest twoje kochaństwo, i twoje szczęście. Chłopak jak malowanie, zacnych rodziców syn...
Pani Róża mówiła-by, a raczéj szeptała-by dłużéj,