Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 323.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stąpiła w niéj cisza głęboka, przerżnięta tylko promieniem łagodnéj radości. Powstała z nizkiego siedzenia swego i znowu spójrzała na zegarek.
— Czy pewna jesteś, że to pan Sieciński przyszedł? — zapytała towarzyszkę zupełnie spokojnym i obojętnym głosem.
— Naturalnie, widziałam go u ciebie parę razy.
— Spóźnił się dziś o pół godziny — rzekła Tośka — myślałam, że dziś już nie przyjdzie wcale. Ponieważ jednak przyszedł, muszę was moje panie na chwilkę opuścić. Pójdę, oznajmię panu Siecińskiemu, że mając gości, korzystać dziś z lekcyi jego nie mogę.
Lekka i zarazem wspaniała przeszła przez salon, w przechodzie pocałowała w rękę matkę, skinęła głową przyjaźnie swéj siostrze, uśmiechnęła się do stojącego teraz w drzwiach sali, i patrzącego na nią z widoczném upodobaniem, pana Jana Brochwicza, odwróciła szybko głowę, spotkawszy się ze spójrzeniem Maryana, i dawszy ręką znak niemłodéj Angielce, zajmującéj przy niéj miejsce panny do towarzystwa, aby szła za nią, zniknęła w głębi mieszkania. W głębi mieszkania był dość skromnie, lecz smakownie urządzony gabinet, w którym teraz, plecami do pokoju, a twarzą do okna zwrócony, stał Stefan Sieciński. Był tak pogrążony w zamyśleniu, że nie od razu usłyszał szelest jedwabnéj sukni, który zaszemrał tuż prawie obok niego. Towarzysząca