Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 325.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

książek i zeszytów z angielskiém pismem; — spóźniłeś się pan dziś o całe pół godziny — mówiła daléj, siadając, i młodemu człowiekowi wskazując krzesło naprzeciw stojące — to okropne doprawdy! myślałam, że pan dziś już wcale nie przyjdzie!
Mówiła to zwykłym już sobie tonem lekkiéj, pustéj może nieco wesołości, ale w głosie jéj przebrzmiewały téż i dźwięki, z lekkością i pustotą nic wspólnego niemające, dźwięki, które gwałtownie opierały się śmiechowi, w którym zatopić je usiłowała. Giestem zapraszała nauczyciela swego do rozpoczęcia z nią lekcyi, zapomniéć więc na widok jego musiała o gościach, którym rychły swój powrót przyrzekła. Po półgodzinném natężoném i ukrywaném oczekiwaniu, pozostało w piersi jéj wzruszenie głębsze, może i silniejsze, niż tego chciała sama, niż o tém wiedziała.
Stefan nie usiadł na wskazaném sobie miejscu. Stał on przed śliczną kobietą, osypany iskrami rozżarzonych jéj źrenic, oblany falami wzruszonego jéj głosu, i milczał chwilę. Teofila milczenie to jego wytłómaczyła sobie zapewne obrazą lub niezadowoleniem, bo spoważniała nagle, i składając ręce, wymówiła z prośbą w głosie:
— O, nie bierz mi pan proszę za złe wyrzutu, który ci uczyniłam! nie dawaj mu pan innego znaczenia, jak to, które miał on w méj myśli! Tak przywykłam do... do tych lekcyj, które przekładam nad