Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 344.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przed pulpitem napełnionym nutami, ale nie zaraz usiedli na adamaszkiem obitych taburetach. Teofila złożyła rękę na krawędzi instrumentu, utkwiła wzrok w przeciwległéj ścianie, i przez parę sekund stała tak zamyślona. Wzrok jéj wyobraźni wybiegł po-za ściany domu i, śród ludnéj ulicy, pomiędzy szarym tłumem obojętnych, nieznanych przechodniów, ścigał jednego człowieka, oddalającego się od niéj coraz prędzéj... coraz daléj i... niknącego w szaréj głębi małego sklepu... Szara głębia małego sklepu musiała niezawodnie stanąć przed wzrokiem jéj wyobraźni, bo drgnęła lekko, jakby uczuciem chłodu dotknięta, obudziła się z zamyślenia swego, i zwracając oczy na stojącego obok młodego człowieka, czarującym głosem i z bardziéj jeszcze czarującym uśmiechem wymówiła:
Commençons!...
Huczna sonata rozległa się po salonie, znaczna część obecnego towarzystwa, znająca biegłość w muzyce grającéj pary, słuch natężyła. Niebawem jednak, wyraz zawodu, zaledwie ukrywany względami przyzwoitości, ukazał się na wszystkich twarzach. Maryan i Teofila grali dnia tego w sposób oburzający wszelki zmysł artystyczny. Każde z nich zamyśloném było na swoję rękę, tak zamyśloném, że na towarzysza gry, jak i na samę grę, bardzo niewiele zwracało uwagi. Muzyka więc dwoiła się tak, jak myśli grających. Nuty wiolinu zdawały się uciekać