Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 347.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzę, że chcesz mię pan naprawdę obrazić!
— Przeciwnie, proszę o przebaczenie; co mam uczynić, aby je pozyskać?
Wyraz swawolnéj, płochéj myśli przemknął po twarzy Tośki. Wyprostowała się, podniosła głowę i, oko w oko patrząc na młodego człowieka, białą ręką, z wyciągniętym ku dołowi wskazującym palcem, wskazała jeden z błyszczących kwadratów posadzki.
— Uklęknąć! — wymówiła ze swawolną powagą.
Maryś przykląkł na jedno kolano z wielce korną postawą, ujął białą rękę, która wskazywała mu miejsce pokuty, i dotknął jéj ustami.
— Brawo! brawo! — rozległy się wykrzyki w różnych stronach salonu.
— Urządziliście nam państwo śliczne tableau vivant! — mówiła jedna z pań.
— Zbyt romantyczne! — z szyderskim nieco uśmiechem sarknął Artur Darzyc, i wnet pełen zadowolenia wzrok przeniósł na Żancię, która, w niewinnéj swéj sukience w białe i błękitne paski, siedząc u wejścia do alkowy, ze swemi skromnie na kolanach złożonemi drobnemi rączkami, wyglądała na istotę najzupełniéj niezdolną do urządzenia podobnie romantycznych żywych obrazów, jak ten, który przez Teofilę urządzonym został.
— Ot tak to lubię, kochańciu! — wołała pani Róża, wychodząc z alkowy z pultynkiem i iglicą w je-