Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 364.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój ojcze... — zaczął Maryan.
— Posłuchaj mię, Marysiu, i nie przerywaj. Wiem, że jesteś synem dobrym i kochającym, i że nie żądał-byś od ojca rachunku z fortuny przodków naszych. Ja przecież obowiązanym się czuję do przedstawienia ci onego, i nie waham się powiedziéć: Brochów jest zrujnowany...
— Wiedziałem o tém, mój ojcze — ozwał się Maryan.
— Wiedziałeś? być to może — odparł pan Jan — a przecież pewny jestem, że niedoświadczone oko twe nie dostrzega tak daleko, jak moje, następstw dzisiejszego stanu rzeczy, jeśli-by ten potrwał. Najbliższém z następstw tych są — długi. Dotąd nie miałem ich wcale, dziś przymuszony zostałem do zaciągnięcia piérwszego i dość znacznego. Przewidziéć łatwo, że jeśli nic w położeniu naszém zmianie nie ulegnie, za tym jednym pójdą inne, a potem ruina, dziś niezupełna jeszcze, stanie się zupełną, osiądzie na niéj biéda... Mógł-bym był wprawdzie z łatwością sprzedać Brochów, a kapitałem w ten sposób zdobytym życie sobie ułatwić, i przyszłość spokojną sobie i wam zapewnić! Alem nie chciał i nie chcę uczynić tego... Z jakich powodów i względów, wiész o tém dobrze. Są obowiązki, które każdy uczciwy człowiek pełnić powinien pod karą zostania nieuczciwym... są uczucia, droższe nad spokój i pewność o jutro, a kto nie