Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 374.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

proszę cię, abyś dziś jeszcze stanowczéj decyzyi ode mnie nie wymagał...
Brochwicz posmutniał, oparł czoło na ręce, westchnął.
— A! — rzekł — przymuszać cię nie myślę, gwałtem wszelkim, despotyzmem, nawet ojcowskim, brzydzę się... ale, mój Maryanie...
Nie dokończył; w rysach jego odbiły się troska i znużenie; patrzał na syna łagodnie, z miłością, ale smutnie. Maryan przeniknął niedopowiedziane myśli i niewyrażone uczucia ojca, tego człowieka, który miał wszystko, aby zjednywać serca i obudzać szacunek, ale nie posiadał nic, z czém-by mógł łamać przeciwne losy. Syn człowieka tego nie mógł obojętnie patrzéć w oczy ojcowskie, smutne i łagodne, ani wyrzucać mu niedostatku woli i energii, o którym wiedział, że nie był całkowicie winą jego, ani odmówić mu stanowczo podpory swego ramienia, gdy on jéj wzywał w imię starości swojéj i młodości innych swych dzieci.
Maryan obie ręce ojca przycisnął do ust.
— Pomyślę, ojcze — rzekł — zastanowię się, usiłować będę spełnić twoje żądania i ziścić nadzieje.