Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 387.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i okoliczności, ale téż ani trochę nie lepszym od nich. Zalety moje są w zupełności bierne, uznałem to oddawna i uznaję teraz. Nie uczyniłem nic złego, ale nie przykładałem się w niczém do przerobienia rzeczy złych, które przecież uznawałem za złe. Powoli spostrzegać zacząłem, że własne nasze majątkowe sprawy szły źle, coraz gorzéj. Spostrzeżenie to wznieciło we mnie obawę, nietylko już o siebie samego, ale i o rodzinę moję, do któréj przywiązany jestem całém sercem. Była chwila, w któréj próbowałem brać czynny udział w interesach i gospodarstwie mego ojca... I cóż, myślisz, uczyniłem tém wtrąceniem się mojém? Nic a nic nie uczyniłem. Przekonałem się tylko z doświadczenia, że niéma pod słońcem trudniejszéj, a co najgorsza, nudniejszéj roboty, jak zarządzanie w prowincyi naszéj majątkiem ziemskim, porządnie podrujnowanym w dodatku. Przekonałem się także, że nie byłem zdolnym nic a nic lepiéj urządzić, jak to czynił mój ojciec, lub stary nasz Sumski; ten ostatni nawet wdawał się w nauczanie mnie wielu rzeczy, o jakich to tylko miałem wyobrażenie, że on o nich najlżejszego wyobrażenia nie ma, lub ma kapitalnie fałszywe. Po kilku tygodniach próby, uczułem się zmęczonym, znudzonym, zniechęconym, i musiałem powiedziéć sobie, że wszystko, co-bym mógł dla majątku naszego uczynić, czyni tak samo, albo i lepiéj jeszcze, z pomocą starego Sumskiego, mój ojciec; a że nikt nie wymagał ode mnie pełnienia