Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 388.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żadnych zajęć, przestałem tedy je pełnić i żyłem sobie z dnia na dzień w pięknym Brochowie, oszpeconym tylko nieco dziurawemi strzechami gospodarskich budowli i szerokiemi płachtami pól, wcale nieoranych, lub łąk, coraz gęściéj porastających pasożytnemi krzakami karłowatéj wierzbiny. Siedziałem znowu w domu, czytałem, przechadzałem się, jeździłem niekiedy w sąsiedztwo, słuchałem trójfortepianowéj muzyki; ale byłem z siebie i z życia swego szalenie nie rad. Cóż powiem ci więcéj? nudziłem się, martwiłem, w pewnych chwilach gardziłem nawet sobą, w innych znowu obiecywałem samemu sobie w przyszłości złote góry działania, energii, reform, ulepszeń, których jednak budować nie sprobowałem już ani razu. Położenie to trwało-by może zawsze, lub przynajmniéj długo jeszcze, gdyby nie dwa zaszłe w życiu mojém fakta. O pierwszym przemilczę teraz, do czasu, drugi przywiódł mnie dziś właśnie do ciebie. Spotkałem się oko w oko z koniecznością zadania gwałtu własnemu sercu, co więcéj, z potrzebą popełnienia nieuczciwego postępku, i naprawdę już, stanowczo, z trwogą i zawstydzeniem zapytuję ciebie: co czynić?
— Dziś jeszcze — odpowiedział Stefan — dziś jeszcze powiedziéć ojcu swemu, aby nie łudził się nadziejami, których ty spełnić nietylko nie chcesz, ale, co najważniejsza, nie powinieneś, a jutro zaraz, stano-