Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 398.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wspomnienia; w pięknym przypuszczalnie rozwoju tych młodzieńczych dobrych chęci i bujnych zdolności widział dźwignięcie się i dobro nietylko przyjaciela, ale i czegoś więcéj jeszcze, dźwignięcie się i dobro pewnéj liczby ludzi, których miłował, pewnego zakresu pojęć, jakie czcił; był on młodym nakoniec, tak samo prawie młodym, jak Maryan, a więc w jego piersi nieraz zapewne płonął zapał, poskramiany tylko rozumem, ograniczany położeniem, chłodzony mocą cyfry, którą zdobywał sobie byt. To téż, nie patrząc w téj chwili na przyjaciela zimnym wzrokiem nie spostrzegł on dostatecznie w mowie i powierzchowności jego symptomatów groźnych, ale z coraz żywszem zadowoleniem słuchał rojeń Marysia.
— A ja sam... — wymówił Maryś i umilkł.
Nie milczał jednak długo; milczéć było mu w téj chwili niepodobném. Głowa jego paliła się, pierś oddychała śpiesznie i szeroko.
— Ja sam — mówił — szczytu szczęścia dosięgnę, stając się godnym téj...
Tu mocniéj jeszcze ściskając rękę Stefana, wymówił ciszéj:
— Daremnie chciałem przemilczéć o tém przed tobą; po cóż zresztą mam ci ukrywać to, o czém dowiedziéć się kiedyś musisz?... Stefanie! ja kocham zachwycającą, niepospolitą, cudowną kobietę!
Niespodziane to wmieszanie erotycznego żywiołu w rozmowę, całkiem inaczéj skierowaną, to połączenie