Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 404.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kiego twórcy Halki, wspomnieniu, które za każdym razem pokrzepiało siły jego, chwiejące się śród twardych wymagań losu i położenia. — Kto wié — myślał — czy Stanisław Moniuszko do tego samego nawet domu nie uczęszczał kiedyś w tym samym celu, w jakim ja uczęszczam do niego teraz? A jednak! przyszła z czasem chwila, w któréj (jak o tém czytał w dziennikach ojciec mój, gdym był jeszcze dzieckiem prawie), w Wielkim Teatrze warszawskim odśpiewano cudny utwór jego, tłumy z uwielbieniem okrzyknęły jego imię, a piękna Diva zstąpiła ze sceny i podała mu wieniec... nie, bukiet... nie, zdaje się wieniec! mniejsza z tém, dość, że były to laury. Maëstro tedy sam był przez czas jakiś wyrobnikiem, tak jak ja dziś jestem!
Po tych pocieszających i pokrzepiających rozmyślaniach, pełnym godności giestem rzucał hiszpański płaszczyk na rękę lokaja, i wstępował na wschody. Tu pochwytywał go inny krąg myśli. Zaczynał oglądać się i pilnie przysłuchywać wszystkim szmerom, jakie tylko dawały się kędyś usłyszeć. Prostował się i niósł rękę do kokardy krawatu, za każdém choćby bardzo nawet oddaloném stuknięciem drzwi, szelest zaś sukni kobiecéj, z dala zalatujący, czynił go nieruchomym, w posąg oczekiwania i wytężenia wszystkich zmysłów zamienionym. Pewnego razu, gdy usłyszał kroki jakieś, wyraźnie kobiece, zstępujące ze wschodów, na które on wstępował, objęło go