Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 411.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ktoś wysoki, szczupły, z czarnym wąsikiem, z hiszpańską bródką, i ze... skrzypcami...
Nie dokończyła, bo Żancia usiadła na jéj kolanach i zamknęła jéj usta pocałunkiem. Pocałunek był serdeczny, pani Róża odpłaciła go, ujmując w obie ręce głowę młodéj dziewczyny i okrywając ją pieszczotami, w których znać było szczere i bardzo żywe uczucie.
Widząc scenę tę, nie można było wątpić, że pomiędzy dwiema kobietami istnieje dość wysoki stopień przywiązania i wzajemnéj ufności. Roman Gotard odszedł od drzwi, zachwycony i zamyślony. Żancia nigdy więcéj, jak dziś, nie wydała mu się nadziemską istotą i córką bogaczy. Zauważył on tak dobrze bogaty haft jéj kaftanika, jak długość i połysk jéj włosów. Jedne i drugie zachwycały go w równéj prawie mierze. Blizki zaś stosunek, łączący panią Różę z Żancią, a szczególniéj ostatnie jéj słowa o „kimś szczupłym, wysokim, z hiszpańską bródką i... skrzypcami...” dały mu wiele do myślenia. Ujrzał niespodzianie, że może pozyskać sobie siłę sprzymierzoną, ku czemu? nie zdawał sobie jeszcze z tego dokładnéj sprawy. Może ku pozyskaniu częstszych i dłuższych chwil „bozkiéj rozmowy serc”. Rozmowa ta stała na piérwszym i najbliższym planie marzeń Romana Gotarda; daléj, w odległej perspektywie i niewyraźnych zarysach, ukazywały się salony, lokaje, bufety zastawione butelkami Jamajskiego