Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 421.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panieneczko! — rzekła żartobliwie — tylko sza przed panią...
— Za kogoż nas masz, moja Drylska — z powagą odpowiedziała pani Róża.
— A o daktylach niech téż panienka nie zapomni, tylko żeby były duże i świeże, i nie robaczliwe...
Żancia zbiegła już ze wschodów, wyprzedzając żwawo tuż postępującą za nią panią Różę.
Gdy obie panie znalazły się już na ulicy, pani Róża parsknęła śmiechem.
— Ależ — rzekła — kłamiesz lubciu, jakbyś rzepę gryzła!
Żancia zarumieniła się mocno i spuściła oczy.
— Ja wiem, że to źle kłamać — szepnęła — ale i doprawdy, cioteczko, nie mogę czasem obejść się bez tego. Ta Drylska najpoczciwsza kobieta, ale tak mię pilnuje, jakbym jeszcze była małém dzieckiém...
Zmieniając nagle przedmiot rozmowy, zawołała:
— O! moja ciociu! jak ja się cieszę z tego, że poznam panią Wąsikowską... jaka to być musi dobra, zacna, wzniosła kobieta...
— A, poczciwa sobie kobiecina, Dojwałłówna z domu... — odrzekła pani Róża.
Po kwadransie szybkiego chodu, dwie kobiety znalazły się na wązkiéj ulicy, przed bramą, nad którą wisiała tablica z wypisaną na niéj nazwą jednego