Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 440.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tym razem młoda dziewczyna żywo podniosła głowę, oczy jéj błysnęły silném postanowieniem bronienia pani Róży.
— O! nie, mamo — rzekła głośniéj, niż mówiła wprzódy — nie, nie! — powtórzyła z mocą.
— Jakże to było?
— Ja sama, mamo, póty prosiłam ciocię, póty prosiłam, aby mnie z sobą wzięła, że się musiała zgodzić na to... Ciocia nie chciała, abym z nią szła, z pewnością nie chciała... mówiła mi, że ja bez pozwolenia mamy wychodzić nie powinnam... że młoda panna nie powinna nigdy miéć własnéj woli... że ludzie Bóg wie co o mnie mogą pomyśléć, jeśli bez mamy wyjdę na ulicę... wszystko to ciocia mi mówiła, ale ja, mamo, słuchać nie chciałam i poszłam...
Pani Herminia ze zdziwieniem słuchała słów córki; nie przypuszczała bowiem, aby pani Róża wygłaszać mogła zdania tak rozsądne, i do jéj zdań tak co do joty podobne. Dziwił ją téż trochę ogień, który zapłonął w źrenicach jéj córki, gdy broniła w ten sposób swéj staréj krewnéj, pewność i moc głosu, z jakiemi obronę tę wygłaszała. Myśli jéj nie nasunął się przecież ani cień przypuszczenia, że wszystko to dowodzić mogło wielkiéj tylko przebiegłości i skrytości, które rozwinęły się w charakterze młodéj dziewczyny, i również wielkiéj zdolności przywiązywania się do ludzi, jaką posiadało jéj serce. I owszem, obja-