Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ni Herminia niepokoiła się o zdrowie syna, pan Jan nie pojmował z razu, coby się Marysiowi stać mogło. Tak matka, jak ojciec, wchodzili od czasu do czasu do jego mieszkania, aby na własne oczy zobaczyć, coby go tam tak stale i ciągle zatrzymywać mogło. Maryś przyjmował rodziców zo zwykłém uszanowaniem, ale okazywał się widocznie roztargnionym, i do prowadzenia rozmów mało ochotnym. Pani Herminia zauważyła, że pobladł, schudł trochę i że w oczach jego zjawił się niezwykły blask jakiś, niby gorączkowy trochę, niby z podniecenia tajemnych jakichś uczuć powstały.
— Obawiam się, ażeby to nie były oznaki jakiéj choroby — mówiła troskliwa matka — Maryś nasz taki szczupły, delikatny... spostrzegałam od pewnego czasu, od roku może, lub więcéj, że bywał często smutny, ze wszystkiego, jakby niezadowolony... co myślisz o tém, Jean?
— Myślę — wesoło odpowiedział pan Jan — że syn nasz jest niepospolitym w naszych czasach młodym człowiekiem. Wtedy, gdy rówieśnicy jego hulają, grają w karty, tracą majątki, lub, co najmniéj, nic zupełnie nie robią, jego porywa pasya do książek. Cieszę się z tego, Herminio. Jest to pasya szlachetna, która dopomoże mu do ostatecznego polubienia domu i do pozostaniu na zawsze już człowiekiem statecznym i od zgubnych nałogów wolnym.