Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 017.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żyły ku niemu niezliczone mnóztwo szpilek i haczyków, złożonych z technicznych nazw, naukowych znaków, długich okresów, usianych drobnemi kursywami i licznemi cyframi.
Maryś probował z razu omijać, o ile możności, szpilki te i haczyki, przeskakiwał je oczyma, dążąc ku gładszym i ponętniejszym przestrzeniom; spostrzegł jednak wkrótce, że odkąd tak czynił, przestał najzupełniéj rozumiéć to, co czytał, w omijanych bowiem trudnościach leżał właśnie klucz jedyny, mogący umysłowi jego otworzyć podwoje nauki. Widział to teraz dobrze, i wydawało mu się, że klucz ten niezbędny zakopanym jest pod jakąś olbrzymią górą i że, dla zdobycia go, wypada mu górę tę rozkopać i obalić. Trudna robota, długa, przedewszystkiém — nudna! Maryś podniósł głowę z nad stronicy czterdziestéj, to jest téj saméj, nad którą był zasiadł przed godziną i — westchnął. Spójrzał na szafę, pełną ładnych niewielkich tomików, i wstrząsnął głową na znak żalu i zdziwienia. Jakże inaczéj obchodziły się z nim tomiki te, z któremi zrósł się on niemal od dzieciństwa! Brał on je, kiedy chciał, kiedy chciał, opuszczał, i wracał do nich zawsze z przyjemnością, a one głaskały mu umysł atłasową dłonią, rozbudzały wyobraźnią, zaostrzały dowcip, przelewały w niego pewną miarę wiadomości, nie wymagając w zamian trudów żadnych! Maryś tęsknym wzrokiem przebiegł po tych wesołych i pobłażliwszych przyja-