Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 042.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

liczności i wymagania, jakim sposobem wymożesz od twardéj rzeczywistości, aby praw swych ustąpiła błogim twym marzeniom.
— Poprzestanę na tém, co mam — krótko odpowiedział Maryan.
— Co znaczy?... — tonem pytania wymówił Stefan.
— Co znaczy — ciągnął młody Brochwicz — że z pomocą jakiéjkolwiek finansowéj ewolucyi, otrzymam od ojca mego przypadającą na mnie część dziedzictwa, lub choć-by tymczasem część tylko téj części, i środkami, tym sposobem nabytemi, urządzę sobie w jakiéj cichéj i pięknéj okolicy, exystencyą spokojną i szczęśliwą.
— Czy exystencyą tę oprawiłeś już w wyobraźni swéj w jakie ramki, z rzeczywistości wykrojone? W jakiéj formie, pod jaką nazwą urządzoną będzie ta exystencya? Rozumiem, że trudno ci nazwę tę wymienić... prozaiczną być musi...
— I owszem — odparł Maryś — prozą, która wiedzie do celów zgodnych z poezyą życia, nie brzydzę się wcale. Nabędę małą jaką posiadłość ziemską, albo wezmę w dzierżawę folwark niewielki, lecz przedstawiający warunki spokojnego i miłego życia.
— Rozumiem — rzekł z wolna Stefan — chatka w lesie...
— Nie żartuj z chatek w lesie, Stefanie! któż bowiem zaręczy, czy nie w tych jedynie, śnionych przez