Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przy oknie. Było tam jeszcze dość światła, aby módz szyć przez pół godziny, lub dłużéj i to téż siostra Stefana, nie chcąc, lub nie mogąc poświęcić spoczynkowi tego krótkiego nawet przeciągu czasu, pilnie zajęła się szyciem. Kształtna kibić jéj, objęta gładkim wełnianym stanikiem, i schylona nad robotą, uplotem ciemnych włosów zwieńczona głowa, rysowały się na tle szyb czystych, lecz grubych i od starości zamroczonych, wdzięcznemi i smutnemi trochę zarysy. Widać tu było młodość, pełną energii i powabów, w zupełności rozdzieloną ze wszystkiém, co stanowi rozkoszne ozdoby i uroki życia. Jakże daleko od niéj były miejsca zabawy, wesela, bezchmurnych radości i miękkich spoczynków! Otaczał ją smutny zmrok murów wilgotnych i szyb mętnych; cisza, która na chwilę tylko zastąpiła gwar codziennych zachodów, nie przynosiła jéj uchu żadnego ze swobodnych i miłych odgłosów świata, ani echa dalekiéj choćby pieśni, ani szmeru liścia, lub świergotu ptaszka, którego po pracy dziennéj słucha najuboższy nawet rolnik w chacie swéj, stojącéj pod niebem odkrytém, śród pól szerokich, owianych falami czystego powietrza i szelestami wiatru, przelatującego nad zielonym sadem. Tu było miasto, i uboga do tego dzielnica miasta; tu za oknami leżał pas ulicy wązkiéj brudnéj, nierównemi kamieniami zabrukowanéj, brzydkiém śmieciem przysypanéj, wysokie, chropowate, popękane od starości mury, stały pomiędzy