Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 057.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przywykłeś pan słyszéć u nas gwar dzieci i widziéć całą naszę rodzinę, zebraną razem...
— Przywykłem widziéć panią śród jéj rodziny, jak dobrą i czynną wieszczkę, czuwającą nad spokojem i dostatkiem domowego ogniska. Przebyliście państwo wszyscy smutne koleje, ale nieszczęście nie może iść w parze z tymi, z którymi pani jesteś...
Anna pochyliła nieco głowę i słuchała w milczeniu słów, których zapewne nikomu innemu wymówić-by nie pozwoliła. On przesuwał wciąż spójrzenia po szaréj głębi izby i, opierając czoło na dłoni, z łagodném i marzącém zamyśleniem mówił daléj:
— Tak niedaleką jest jeszcze ta chwila, w któréj po raz piérwszy przestąpiłem próg tego mieszkania, a ileż mam już w niém wspomnień drogich, niezapomnianych nigdy... Pamiętam, kiedym piérwszy raz tu przyszedł, stałaś pani na progu tego pokoju zajęta gospodarską czynnością...
Wspomnienie to przywołało uśmiech na usta Anny.
— Zmieszałeś się pan wtedy mocno na widok naszéj kuchni — rzekła z cichą wesołością — pamiętam, że nie chciałeś pan wejść wprzódy, nim najuroczyściéj nie zapewniłam pana, że innéj drogi do mieszkania naszego niéma.
— Jakże dobrze znajomą stała mi się wkrótce ta droga! Od tego czasu dopiéro uczułem, że Niedziela