Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

inne serce, które zresztą nie chciało osłaniać przed tobą swéj głębi... Anno, czy nie odgadłaś?... czy nie widziałaś?...
Siedziała wciąż nieruchoma, z jedną dłonią, uwięzioną w dłoni młodego mężczyzny, z drugą przysłaniającą zrumienione czoło i oczy, któremi teraz ze zwykłym spokojem spójrzéć na świat nie mogła. Ale natarczywe pytanie Maryana na drżąco usta jéj wywołały ledwie dosłyszalną odpowiedź:
— Odgadłam... widziałam...
Wyraz niewymownéj radości rozlał się po twarzy młodego człowieka.
— Odgadłaś!.. widziałaś!.. a więc musiałaś téż przewidziéć chwilę, w któréj z nadzieją i trwogą przyjdę do ciebie i powiem ci: Anno! dobry i przeczysty aniele mój! bądź moją! bądź moją na zawsze! żoną, towarzyszką moją! szczęściem mojém na szczęśliwéj, jasnéj, łatwéj i wzniosłéj drodze, którą, wśród różnych poziomych, ciernistych pospolitych dróg życia, wybrałem dla siebie i dla ciebie!
W gorących słowach Maryana zabłąkał się snadź fałsz jakiś i ochłodził wzruszenie młodéj dziewczyny. Odjęła z wolna rękę od oczu i, nie śmiąć jeszcze, nie mogąc spójrzéć w rozpłomienioną twarz młodego mężczyzny, wyrzekła z cicha:
— Jest że na ziemi droga wzniosła, która-by zarazem nie była ciernistą?...
Pytanie to przykro uderzyło Maryana.