Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie odpowiadasz mi, Anno — rzekł z żalem, z gwałtowną niemal natarczywością; — pozwalasz mi mówić do siebie, a więc... słowa moje nie budzą snadź w tobie gniewu, ni urazy, a jednak nie odpowiadasz mi... powiedz... zadaję ci pytanie to z czcią i miłością... zadając ci pytanie to, składam w ręku twoich najlepsze, jedyne nadzieje moje... powiédz... czy chcesz zostać żoną moją?... Pozwól, abym dziś jeszcze poprosił brata twego o oddanie mi skarbu, którym on sam cieszył się dotąd... Rodzice moi dobrzy są i kochają mię nad wszystko... jacyż zresztą rodzice nie byli-by dumni i szczęśliwi pozyskaniem córki takiéj, jak ty, Anno... przeszkód nie spotkamy żadnych... jeżeli tylko serce twoje przemawia do ciebie za mojém błaganiem, jeżeli tylko zechcesz, za miesiąc będziemy już połączeni na zawsze.
Umilkł, pochylił głowę i rozpalonemi ustami przylgnął do jéj ręki. Ale ręka ta nie drżała już teraz, oczy Anny nie przysłaniały się powiekami, i głowa jéj nie schylała się na piersi, w poddaniu niezwyciężonemu wzruszeniu. Siedziała blada, ze spójrzeniem wzniesioném wysoko, jakby nieustannie i całą siłą woli swéj przywoływała ku sobie myśl jakąś, obraz jakiś, o którym czuła, że zapomniéć nie była powinna. Usta jéj otworzyły się i wymówiła cichym, lecz pewnym głosem:
— Nie mogę...
— Nie możesz, pani?