Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 062.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogę teraz jeszcze opuszczać braci i sióstr, oni mię potrzebują...
Maryan usunął się lekko.
— Pani! — rzekł z bólem i urazą, — Anno! ja mówię ci o sobie!!. o nas... a ty myślisz o innych...
Wyraz cierpienia wybił się na bladą w téj chwili twarz Anny.
— Panie Maryanie — rzekła z bólem w głosie, — teraźniejszość nie należy do mnie... Przyrzekłam bratu, że pozostanę przy nim, dopóki pomocy mojéj potrzebować on będzie... wiem, że odejście moje zostawiło-by tu pustkę i wyrządziło szkody, nienagrodzone może... odejść nie powinnam i... nie chcę...
Maryan uśmiechnął się gorzko.
— O! — rzekł — poznaję tu spartańskie zasady Stefana... poświęcenie, zaparcie się... Wielki Boże! na toż tylko żyjemy wszyscy, abyśmy męczennikami być mieli...
Pochylił się znowu ku Annie i z namiętnym wyrzutem dodał:
— Możesz-że pani wyrzekać się prawa do wszystkiego, co daje radość i szczęście życia? czyliż nie będzie to samobójstwem? mówisz, że potrzebną jesteś swojéj rodzinie! Anno! najdroższa moja! a ja czy nic w twych oczach nie znaczę? Czy mnie do szczęścia i spokoju, kto wie? do cnoty i zacności życia, nie jesteś potrzebną także? A jeśli i w twojém sercu uczucie dla mnie zapaliło się choćby drobną iskierką,