Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miłości i piękna, bez trosk poziomych i trudów daremnych, cicho, niewinnie, prosto i szczęśliwie!...
Przestał mówić i głębokie milczenie zapanowało w izbie, którą już teraz napełnił całkiem szary zmrok wieczoru. Anna siedziała wciąż nieruchoma i milcząca, z pochyloną nieco głową i dłonią przy oczach. Czy myślała lub marzyła? czy dłoń jéj, pokrywająca źrenice, zakryła palący się w nich ogień radości, lub łzę wielkiego bólu?.. Obraz, wysnuty przez rozmarzoną wyobraźnią młodego człowieka, tak sprzeczny był z tém, co ją otaczało oddawna! Można by rzec, że promienistość zjawiła się tu obok głębokich mroków, kwiaty rozwinęły wonne swe kielichy wobec spróchniałych ścian, poplamionych nieczystemi odbryzgami ulicznego błota, że powiew pól szerokich zawiał śród miejskiéj zaduchy, ton pieśni pastuszéj zmieszał się z hałasem kupczącego rynku, słowik zaśpiewał nad dachami, okrytemi duszącą kurzawą bruków... Czy obraz ten, odmalowany przed nią gorącemi słowy, czy ta nić złocista, wysnuta rozkochanemi młodzieńczemi usty, zabłysła przed wzrokiem dziewczyny ubogiéj, oddawna żyjącéj w miejskim zgiełku i zmroku, znużonéj pracą powszednią i nieustanną, światłem tych uroków życia, za któremi tęskni każde serce młode? czy może, pomimo wdzięku ich i świetności, było w nich coś, co napełniało ją żalem i zdumieniem, smutném rozczarowaniem i gorzkiém uczuciem zawodu? Było tam może i jedno,