Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

panie Maryanie, i wyznaję to panu szczerze... nie ukrywałam się zresztą nigdy z pojęciami swemi o życiu i szczęściu, a jeżeli omyliłeś się pan... przebacz.. nie moja w tém wina...
Umilkła, odetchnęła głęboko, jakby pragnęła z piersi swéj zrzucić ciężar bolący i dodała ciszéj:
— Ja także omyliłam się...
Maryan odsłonił twarz, na któréj łzy oschły w ogniu wstydu i gniewu, jakim zapłonęły policzki. Nagle jednak, porwany znowu rzewném, namiętném uniesieniem, pochwycił ręce Anny i pochylił się nad niemi.
— Nie kochasz mnie więc, Anno? Myliły mnie więc oczy twe, patrzące na mnie inaczéj, niż na innych ludzi? Myliły mnie twe rumieńce, które spostrzegałem na licu twém, gdym zbliżał się do ciebie? Nie kochasz mnie więc, Anno?
Patrzał w jéj twarz spragnionemi oczyma i z wytężeniem czekał odpowiedzi. Anna milczała. Źrenice jéj okryte były powiekami, twarz zesztywniała śród walki tajemnéj.
— Powiedz, Anno, powiedz raz jeszcze... stanowczo... czy nie chcesz żyć ze mną... czy nie chcesz dzielić pięknych marzeń mych i dni szczęśliwych?
Blade usta Anny poruszyły się z trudnością.
— Nie mogę... — wyrzekła cicho, lecz z mocą.
— A więc odmawiasz mi... Anno! powtórz raz je-