Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 077.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bnemi ramionami oplatając jéj kolana — Kasia skarżyć mnie będzie przed tobą o to, że zatrzymywałam się przed sklepami, gdzie są takie śliczne lalki i inne zabawki...
— A bo téż pannie Klementynie pora-by już przestać bawić się lalkami! — wymówił za Anną młodzieńczy głos Edmunda.
Wysmukły chłopak ze śmiejącą się twarzą wyszedł z sąsiedniéj izby, stanął za krzesłem siostry, i poufałym giestem składając rękę na jéj ramieniu, drugą żartobliwie groził tulącéj się do kolan Anny małéj siostrzyczce. Młodszy brat przybył téż zaraz za starszym.
— Cóż znowu? — zawołał — otoczyliście tak Anusię, że dla mnie już niéma miejsca koło niéj. Usuń się trochę, Klemensiu, to i ja się tu zmieszczę pomiędzy tobą a ścianą...
Ukląkł w istocie pomiędzy małą siostrą i ścianą, i ramieniem opasał kibić Anny.
— Cożeś ty taka milcząca, Anusiu? pochwal-że mnie, proszę! Namęczyłam się dziś z łaciną, aż mi włosy na głowie zabolały.
— A ja się tam nigdy z tém nie męczę! — wesoło zawołał Edmund — lubię języki umarłe...
— A ja wolę żyjące! — zaśmiała się Klemensia — Anusiu, nauczyłam się dziś od Kasi jednego bardzo pięknego francuzkiego słowu, które od rana już mam ci powiedziéć: Anusiu! je t’aime!