Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 085.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nym głosem wymówił Maryan — przebacz mi, ojcze, że śmiem dawać ci radę, ale oddawna myślałem, że najlepiéj-by było, abyś uczynił z braćmi moimi tak, jak przed chwilą powiedziałeś... Świat przewrócił się do góry nogami, mój ojcze; dawne cnoty ustępują przed nowemi, do których zawczasu gotować się trzeba... Co do mnie...
Uśmiechnął się dziwnie i umilkł na chwilę.
— Co do mnie... — mówił daléj ze wzrokiem utkwionym w ziemię... — niepewności moje i wahania dziś się skończyły. Jestem takim, jakim jestem i innym być już nie mogę... Pragnę zabezpieczyć exystencyą moję od wszelkich burz, zmian i niepokojów, które zmęczyły mnie już... których nie chcę miéć na méj przyszłości... Dlatego postanowiłem ożenić się, osiąść w Brochowie i rozpocząć takie życie, jakie ty, mój ojcze, wiodłeś zawsze. Byt spokojny i dostatni powinien mi wystarczyć, skoro za czémś więcéj ubiegać się było-by dla mnie próżném, bo do doścignienia niepodobném marzeniem...
Przeciągnął dłoń po oczach, które nagle nabiegły wilgocią, szybko jednak podniósł głowę i dokończył :
— Przyszedłem dziś do ciebie, mój ojcze, z prośbą, abyś w mojém imieniu prosił jutro panią Natalską o rękę jéj córki... Wprawdzie dotąd jeszcze nie mówiłem nic o tém z panną Teofilą, zdaje mi się