Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przecież, że taki już jest zwyczaj, aby rodzice porozumiewali się w tym względzie ze sobą w zastępstwie swych dzieci... Wszystko mi zresztą jedno...
W głosie młodego człowieka, gdy mówił te słowa, brzmiała cała przepaść zwątpienia, upokorzenia i zniechęcenia, w oczach jego palił się gniew głuchy, a pierś drżała nieposkromionym bólem. Ale podniesione czoło jego i wyraz ust, zaciśniętych, pobladłych, świadczyły, że mówił z namysłem i silnie powziętém, wyraźnie w myśli swojéj sformułowaném, postanowieniem. Jan Brochwicz spostrzegł wprawdzie, że, jak na młodego człowieka, mającego jutro oświadczyć się o rękę młodéj i ślicznéj panny, Maryś dziwnie trochę wyglądał; ale, uradowany, że najmilsze mu nadzieje spełnić się nakoniec miały, wzruszenie syna, niepokojące rozognienie twarzy jego, drżenie głosu i zagadkowość uśmiechu, przypisał uroczystości chwili, żalowi po młodzieńczéj, tak zwanéj złotéj swobodzie, ostatniemu, może wahaniu się serca, które dotąd uczuć swych pewném nie było. Przyszła mu téż na pamięć owa scena zalotności, odegrana kilka tygodni temu przez Maryana i Teofilę, w salonie pani Natalskiéj, a którą on poczytał za scenę wybuchającéj, pomimo woli dwojga młodych ludzi, wzajemnéj ich miłości. Przypomniał sobie zresztą nie jednę scenę podobną, w któréj młoda ta para przedstawiała śród licznych zebrań widok dwóch gwiazd jednostajnéj wielkości i świetności, przyciąganych