Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 088.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głaz ten wewnętrzny, ze wstydu, żalu, z nienasyconych pragnień szlachetnych i umilkłych do czasu wyrzutów sumienia utworzony? miałże się on podnieść kiedyś, aby z zatamowanego na czas jakiś źródła, jak z otwierającego się krateru, wybuchnęły palące ognie bezsilnéj rozpaczy i popłynęła niszcząca lawa gorzkiego zwątpienia? Było to dla Marysia zagadnieniem przyszłości. Teraz nad domami miasta zajaśniało słońce, płynęło zwolna po wiosennym lazurze, aż wzniosło się do tego punktu firmamentu, z którego dobrze wychowani ludzie wyczytują godzinę stosowną do oddawania wizyt. Teraz pan Jan Brochwicz w czarném ubraniu, z twarzą rozpromienioną i zarazem uroczystą, w jasnych rękawiczkach i z kapeluszem w ręku, wchodził do salonu pani Natalskiéj.
Pani Natalska, ubrana jak zwykle ze smakiem i powagą, siedziała na kanapie z książką w ręce, a oczyma utkwionemi w piękna Tośkę, która, w spacerowym stroju stojąc na środku salonu, kończyła nakładać rękawiczki. Obie panie postąpiły naprzeciw wchodzącego pana Jana z giestem i wyrazami uprzejmego powitania.
— Czy nie przeszkadzam paniom? — zatrzymując się w pobliżu drzwi, z galanteryą zapytał Brochwicz — widziałem przed bramą stojący powóz...
— To tylko córka moja ze swoją miss wybiera się na przejażdżkę — grzecznie odparła gospodyni