Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żadnego zarzutu, który-by mógł rozsądnie figurować pomiędzy powodami odmówienia mu ręki. A jednak były w nim rzeczy, które jéj się nie podobały. Nie lubiła téj ustawicznéj wesołości, jaką okazywał w salonach, pustych i pozbawionych wszelkiego znaczenia rozmów, które często prowadził, grzecznych słówek, które rad był przy każdéj sposobności wymawiać, wytwornego nawet stroju, którym się odznaczał, miękkości jego układu, kobiecéj białości jego twarzy. Nie lubiła w nim słowem wszystkiego tego, czém przecież bawiła się, gdy była z nim razem, co stanowiło ogólnie w jéj sferze cenione i za dodatnie poczytywane przymioty młodych mężczyzn, co zresztą w wielkiéj części i w wysokim stopniu posiadała sama; światowości, zalotności i miękkości. Nie zdając sobie saméj jasnego rachunku z własnych uczuć, tak natura ich była dla niéj ciemną, nieznaną, pragnęła czegoś innego, niż to, co dostrzedz mogła w ładnym, grzecznym, wykwintnym i salonowo oświeconym Marysiu, pragnęła czegoś więcéj, dojrzała już nawet w życiu swém coś więcéj, i dlatego, że dojrzała, pragnąć zaczęła.
Podniosła głowę i zapytała siebie głośno prawie.
— Bo i cóż nakoniec on uczynił, aby przed całym światem za tak wzorowego uchodzić? jaką jest jego tak bardzo wielka zasługa i wartość?
Tak myślała o człowieku, którego konwenans wskazywał jéj jako bardzo odpowiedniego dla niéj męża, który jednak przedstawiał najwyższą sumę