Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 116.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dłogą sklepu i okrywającemi ją wstrętnemi przedmiotami. Rysy jéj były sztywne i nic nie mówiące, czoło pochylone, oczy smutne nieco, lecz więcéj jeszcze zimne.
— Czemu przypisać mogę zaszczyt widzenia pani w tém miejscu, które, jak spostrzegam, nie sprawia na pani wcale miłego ważenia?
Słowa te wymówił Stefan, gdy na piérwszy, drżący wykrzyk serca nie otrzymał odpowiedzi żadnej, gdy przez chwilę wpatrzył się w twarz pięknéj kobiety, a z wyrazu, jaki pokrył cudowne jéj rysy, zrozumiał wszystko, co się w niéj działo. Głos jego dźwięczał zimno i grzecznie, a tylko przy ostatnich wyrazach ozwały się w nim, mimowoli dobywające się z piersi wzburzonéj, brzmienia niewysłowienie bolącéj goryczy. Teofila podniosła głowę, jakby ze snu obudzona.
— Przepraszam pana — wyrzekła ze zmieszaniem — przerwałam mu, jak widzę, pilne zajęcia...
Teraz i ona także uśmiechnęła się z nietajoną goryczą.
— Przybyłam, aby chwilę porozmawiać z panem, jako z dobrym i dawnym znajomym; ale jesteś pan tak zajęty, że widzę, iż najlepiéj uczynię, jeśli zaraz odjadę...
W piersi Stefana zawrzała walka gwałtowna. Miał-że w téj chwili, któréj ważności domyślił się, któréj stanowczość zrozumiał, powiedziéć kobiecie téj: