Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 122.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nym ruchem splotła przed sobą ręce i wpatrzyła się w blednącą twarz Stefana z boleścią, trwogą, niespokojném oczekiwaniem.
— A więc o niéj to on mi mówił! — zawołał Stefan przytłumionym głosem — lecz nagle nierad snadź z wykrzykniku, jaki wydał, zwrócił się twarzą ku oknu i stał tam przez chwilę w zupełném milczeniu. Z piersi Anny nie wydarł się żaden okrzyk, z twarzy jéj, od dni dwóch pobladłéj i zmienionéj, zniknął szybko, słowami siostry wywołany, rumieniec. Najmłodsza siostra i dwaj zgłodniali chłopcy, nierozumiejący wcale znaczenia słów Katarzyny, ani wrażeń przez nie sprawionych, dopominali się o obiad. Cicha, milcząca, lecz jak zwykle pilna i usłużna, z pochyloném czołem, lecz krokiem pośpiesznym, pośpieszniejszym jeszcze niż zawsze, Anna przeszła do kuchni, stanęła przed ogniskiem i z ciężkiego miedzianego rondla przelała do fajansowéj wazy gotową już potrawę. W czasie czynności téj dwie wielkie łzy popłynęły po jéj twarzy, lecz wnet zniknęły, spiesznie otarte ręką, gorącą od zetknięcia się z rozpaloném naczyniem. Gdy weszła napowrót do bawialni, młodsze rodzeństwo, gwarząc i śmiejąc się, siedziało już przy stole; Stefan stał jak wprzódy z twarzą zwróconą ku oknu; Katarzyna, w dziwném jakiémś rozdrażnieniu, szybkiemi krokami chodziła po pokoju, i z wyraźną obawą spójrzała na wracającą z kuchni siostrę. Wyjątkowy stosunek Anny