Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ozwał się za nią głos, brzmiący męzkim, poważnym smutkiem:
— Anna dobrze czyni, Kasiu, nie złorzecząc i nie potępiając nikogo... Na jakichkolwiek drogach szukają dla siebie szczęścia ci, których dłoń ściskaliśmy z przyjaźnią — niech będą szczęśliwi... jeśli tylko być mogą...
Słowa te wymówił Stefan i dlatego zapewne aby ukryć przed rodziną wyraz twarzy swéj, nad którym zapanować nie mógł, odwrócił się szybko i chciał opuścić izbę. Ale nawet wśród burzy uczuć nie zapominając o tém, że nagłe odejście jego sprawić może innym smutek i niepokój, rzekł już przy drzwiach:
— Idę do sklepu, moi drodzy... nie czekajcie na mnie z jedzeniem...
— Czy Stefuś nie będzie dziś wcale jadł obiadu? — po wyjściu najstarszego brata zapytał jeden z młodszych chłopców.
— Dla czego Stefuś tak pobladł nagle i takim jakimś poważnym głosem mówił do Kasi? — dokończyła pytania najmłodsza siostra.
Nikt nie odpowiedział, bo nikt w domu prócz Anny nie domyślał się tajemnicy serca Stefana; Anna zaś milczała. Przyniosła ona z kuchni drugą i ostatnią potrawę, a gdy milcząca usiadła nad pustym talerzem, mała Klemensia uczepiła się jéj ramienia.
— Jeżeli nie będziesz jadła, Anusiu, ja także nic