Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 144.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

które wymówił najpiérwszy. Nie mogła nic wyrzec, bo delikatne blade usta jéj drżały od tłumionego płaczu, ale splotła chude drobne ręce, jak do modlitwy, i wpatrzyła się w twarz Stefana, jak w tęczę. We wzroku jéj, łzami oszklonym, głębokim, dziękczynnym, były dla człowieka, który przyjmował ją pod dach swój, wdzięczność i uwielbienie bez granic....
W samowarze tymczasem ogień zagasł, talerze wypróżniły się, lampa zgaszoną została, bo na dworze był już dzień biały. Stefan zabierał się do odejścia, Anna zdejmowała ze stołu naczynia, a Katarzyna miała już rozpocząć zwyczajną lekcyą z małą siostrą, gdy drzwi do kuchni skrzypnęły znowu i wszedł przez nie listonosz. Klemensia poskoczyła najpiérwsza i, odebrawszy list z rąk pocztowego posłańca, oddała go bratu.
— Z Wólki, od Józefa — rzekł Stefan, rzuciwszy okiem na adres i pieczątkę.
Całe rodzeństwo, które rozpierzchło się już było w różne strony mieszkania, usłyszawszy te słowa, zbiegło się znowu dokoła stołu. Stefan otworzył list, w którym, ręką oddalonego brata skreślone, znajdowały się następujące słowa:
„Donoszę wam dziś o sobie, drodzy moi, wieść bardzo ważną dla mnie, a która, jak jestem pewny tego, i w waszych braterskich sercach wzbudzi zajęcie. Nie chcąc rozwodzić się długo, zamykam ją