Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 160.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Był to klejnot cudowny, upadły na smutną drogę moję z serca Anioła!”
Żancia ukryła twarz w dłoniach i pochyliła głowę na kolana cioci Rózi.
— O, moja ciociu! — szeptała — czuję, wiem, że nie powinnam była czytać tego listu! coby téż to mama powiedziała, żeby dowiedziała się!
— Śmiéj się z tego, kochańciu! twoja mama jest najzacniejszą i najmilszą w świecie osobą, ale, co prawda, zanadto przed tobą Boży świat zamyka. Cóż to? czy malusieńkie dziecko jesteś, albo co? ja, rybciu, w twoim wieku będąc, nie z jednym, ale z dziesięciu kawalerami korespondowałam, i cóż mi się tak bardzo złego stało? Ot, żyję sobie i zdrowa, chwała Bogu, jestem do tego czasu, i dobry humor mam, a choć mi młodych lat szkoda trochę, to przynajmniéj miłe wspomnienie po nich zostało...
— To prawda, ciociu — szeptało, trwogi swe uspakajając dziewczę — cóż mi się złego stać może przez to, że list jego przeczytałam? Żeby to kto wiedział o tém, to co innego... może-by to było nieprzyzwoitém dla dobrze wychowanéj panny, ale przecież nikt o tém, prócz niego i ciebie, ciociu, wiedziéć nie będzie...
Zwróciła na list oczy, łzą zaszłe, i mówiła daléj:
— On taki biédny, ciociu, taki nieszczęśliwy, nieuznany przez świat i ludzi! Odkąd żyje, słyszałam przecież zawsze, że najpiękniejszą w świecie rze-